środa, 30 grudnia 2020

Ostatnia godzina – Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska || recenzja [obszerna]

Nie sądziłam, że przyjdzie mi w tym roku przyznać tytuł największego książkowego zawodu. A jednak... Z przykrością muszę przyznać, że na książce Bestselerek (YOUTUBE| INSTAGRAM) nie bawiłam się najlepiej. W zasadzie – prawie w ogóle się nie bawiłam. Moi znajomi, z którymi na bieżąco dzieliłam się odczuciami zdecydowanie mogliby potwierdzić, że stosunek do tej powieści zmieniałam bardzo dynamicznie. Jest mi bardzo przykro, że muszę to napisać, ale tak właśnie czuję.

Na początku bardzo liczyłam na wartką akcję, ponieważ już w pierwszym rozdziale akcja zostaje zainaugurowana z wysokiego C, a konkretnie dosyć porządnym grzmotnięciem – dosłownie. Dodatkowo opis wskazuje, że znajdujemy się w świecie zdecydowanie chylącym się ku końcowi. I tu bardzo ciekawy zwrot akcji, bo… wcale tak nie jest. To chyba pierwsza książka o końcu świata, w którym tego końca świata nie ma. Jakby świat zaczął się walić, ale ktoś dał mu Snikersa […i jedziesz dalej].

wtorek, 22 grudnia 2020

Trylogia Girl Online – Zoe Sugg || recenzja

W Penny, Noah i Elliot’cie zakochałam się pić lat temu – tak, to dużo. Byłam do tego zauroczona tą historią, że gdy ukazała się kontynuacja „Girl Online” od razu po nią sięgnęłam. Wcześniej nie miałam pojęcia kim jest Zoe Sugg, występująca w Internecie pod pseudonimem Zoella. Po przeczytaniu jej debiutu od razu wiedziałam, że chcę zapoznać się z internetową działalnością autorki. Zoe okazała się bardzo uroczą, naturalną dziewczyną, która pokazuje w sieci swoje codzienne życie. Co ciekawe, jej pogodę ducha widać w powieściach. Język jest lekki, akcja toczy się dosyć szybko a całość napisana jest tak, że po prostu nie można się od tych powieści oderwać!

Cztery lata temu pisałam o niej na blogu w samych superlatywach i – uwaga spoiler – wszystko wskazuje na to, że ta recenzja nie będzie od tego zbytnio odbiegać. Najlepiej jednak będzie jeśli zaczniemy od początku, czyli od opisu. Choć opis pierwszej części bardzo mnie zainteresował, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z książką o blogerce – którą jakby nie patrzeć również już wtedy byłam i nadal jestem. Wydaje mi się, że właśnie to najbardziej przyciągnęło mnie tej pozycji, bo reszta opisu zapowiadała, że czeka nas dość sztampowa, schematyczna lektura.

sobota, 19 grudnia 2020

Kirke – Madeline Miller || recenzja

 

O tej książce krążą różne opinie – zarówno pozytywne, jak i negatywne. Ja natomiast od razu przyznam, że zakochałam się w tej powieści. Co warto zaznaczyć już na początku – jest to powieść dla dorosłych. Ja sięgając po nią byłam przekonana, że to książka dla młodzieży, dlatego przy pierwszej brutalnej scenie, nieco się zdziwiłam. Nie oznacza to jednak, że nie można się za nią zabrać nie będąc osobą pełnoletnią. Osobiście uważam, iż warto z lekturą poczekać, jeśli ktoś boi się, że pewnych wątków nie udźwignie.

Kirke jest czarownicą, którą znamy głównie z historii Odyseusza. Wiem jednak, że niektórzy w ogóle nie dowiadują się o jej istnieniu. Dlatego uważam, iż powstanie książki o tej postaci jest niezwykle dobrym posunięciem. W „Tułaczce Odyseusza” Kirke jest jedną z wielu pobocznych postaci, toteż niewiele mamy szansę się o niej dowiedzieć. W Polsce jej życiorys jest praktycznie nieznany. Teraz jednak dostajemy świetną historię o silnej kobiecie, która nie bała się sprzeciwić bogom, choć wiedziała o możliwych konsekwencjach.

Kirke, córka Heliosa – boga słońca. Jej dom nigdy nie powinien znajdować się wśród ludzi. Dzieje się natomiast inaczej. Dziewczyna od zawsze była zaintrygowana śmiertelnikami, dlatego jest zdolna do popełnienia przestępstwa, do którego popycha ją zachowanie jednego z nich. Kirke zostaje zesłana na wieczne wygnanie, na wyspę Ajaję. Tam przez setki lat żyje w samotności otaczana jedynie nimfami, które także trafiają na tę wyspę z powodu przewinień.

czwartek, 17 grudnia 2020

Trylogia DIMILY – Estelle Maskame || recenzja

 

Estelle Maskame swoje fanki zdobyła za pomocą portalu Wattpad, gdzie udostępniała rozdziały swoich powieści o Eden i Tylerze – przybranym rodzeństwie, które zostaje zmuszone do wspólnego spędzenia lata. Długo zastanawiałam się nad sięgnięciem po tę trylogię [nie czytałam 4. tomu, nie uważam go za potrzebny; historia zamknęła się dla mnie na 3. tomie], jednak w końcu uznałam, że ta powieść wywierci mi dziurę w brzuchu, jeśli jej nie przeczytam.

Ubiegłego lata, początkiem sierpnia 2019, sięgnęłam po pierwszą część noszącą tytuł „Czy wspomniałam, że Cię kocham?”. Bardzo podobał mi się fakt, że autorka powoli buduje relację pomiędzy bohaterami. Na pierwszy pocałunek trzeba czekać około połowę książki, więc nie jest to szybko rozwijający się romans. Dzięki takiej kreacji wątku romantycznego powieść zdecydowanie zyskała na autentyczności. Irytował mnie jednak fakt, że przez resztę książki wmawiane nam jest, iż miłość tych dwoje jest uczuciem zakazanym. Nie zgodzę się z tym – Tyler i Eden poznają się będąc już niemal dorosłymi ludźmi (mają kolejno 17 i 16 lat), małżeństwo ich rodziców nie sprawi, że nagle zostaną prawdziwym rodzeństwem. Wydaje mi się, że istotne jest tutaj zaznaczenie mojego spojrzenia na ten wątek, ponieważ miał on wpływ na ocenę. Także dla jasności: romans Eden i Tylera nigdy nie był dla mnie zakazany! Dodatkowo odepchnął mnie epilog tej części. Choć do tej pory bardzo lubiłam Eden, na ostatniej stronie po prostu ją znienawidziłam. Byłam zła na autorkę do tego stopnia, że nie potrafiłam się zmusić do przeczytania kontynuacji, choć pierwszą część pochłonęłam w jedną noc.

wtorek, 15 grudnia 2020

Dziwne losy Jane Eyre – Charlotte Bronte || recenzja

 

„Wzięłam miękki czarny ołówek, zatemperowałam go na grubo i zaczęłam pracować. Niebawem nakreśliłam na papierze szerokie i wypukłe czoło oraz kwadratowy zarys podbródka. Z przyjemnością oglądałam kontury tej twarzy i szybko zaczęłam uzupełniać jej rysy. Pod takim czołem trzeba dać silnie zaznaczone, prosto biegnące brwi; a potem, naturalnie, wyraźnie określony nos o prostym mostku i pełnych nozdrzach; dalej ruchliwe usta, bynajmniej nie małe; następnie silną brodę, z wyraźnym dołkiem w środku; oczywiście należało tu jeszcze dodać czarne bokobrody i włosy bujnie nastrzępione nad skroniami, falujące nad czołem.”

~ C. Bronte, „Dziwne losy Jane Eyre” (1847),
przekład: Teresa Świderska

 

Gdy sięgałam po tę powieść nie wiedziałam czego się spodziewać. Z książkami sióstr Bronte miałam już wcześniej styczność, jednak nie wiedziałam czy historia Jane Eyre również przypadnie mi do gustu. W „Wichrowych Wzgórzach” zakochałam się do tego stopnia, że zabrałam ją ze sobą nawet do szpitala. Jakże jednak ubogim w doświadczenia człowiekiem wtedy byłam!

„Dziwne losy Jane Eyre” są powieścią zupełnie inną. Zarówno pod względem narracyjnym (tu mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową) oraz fabularnym. Stylistycznie jest dosyć podobnie, wręcz typowo dla epoki. I moim zdaniem to zdecydowany plus. Uwielbiam gotyckie powieści właśnie za ich niesamowity nastrój oraz język. Początkowo obawiałam się jednak, że książka mnie znudzi. Jest prawie dwukrotnie grubsza od „Wichrowych Wzgórz”. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

sobota, 12 grudnia 2020

„Kamerdyner” – Marek Klat, Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski || recenzja

     Przeszło dwa lata temu poszłam do kina nieco z przymusu. Sieć kin zorganizowała konkurs, w wyniku którego dostałam voucher jednoosobowy oraz gratisowy popcorn. Nie chciałam, żeby nagroda przepadła, więc pewnej wrześniowej soboty udałam się do kina. Wcześniej widziałam zwiastun „Kamerdynera” i wydał mi się ciekawą propozycją, dlatego właśnie mój wybór padł na ten seans. Nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, ale zdecydowanie nie przypuszczałam, że oddam temu filmowi całe serce.

Film jest pięknym i poruszającym dziełem o miłości, wojnie i zbrodni. Nie dajcie się jednak zwieść sloganom promocyjnym – nie o miłość romantyczną tu chodzi. Romans w tym dziele był mi najbardziej obojętny. Dla mnie jest to utwór opowiadający historię synowskiej miłości, do kobiety, która zadbała o niego jak matka. Mateusz Kroll jest osieroconym Kaszubem, świetnym pianistą a wiele lat później staje się także świadkiem dokonanej na ludności kaszubskiej w okresie drugiej wojny światowej.

Nie powiedziałabym, że jest to historia Mateusza. To raczej historyczny obraz ziemi kaszubskiej na przełomie pierwszych czterdziestu pięciu lat dziewiętnastego wieku. Przedstawiona zostaje zarówno pierwsza jak i druga wojna światowa oraz związane z nimi przemiany na Pomorzu.

czwartek, 10 grudnia 2020

Michał Olszewski – „#upał” || recenzja


Powieść przeczytałam w styczniu, ponieważ była to lektura na studia. Ostatecznie nigdy o niej na zajęciach nie wspomnieliśmy, ale książkę przeczytałam. Jej autorem jest dziennikarz Gazety Wyborczej. Podaję tę informacje, ponieważ jest ona istotna w kontekście omawiania tego utworu. Książka jest krótka, ma zaledwie 318 stron, jednak nie oznacza to, iż jest powieścią lekką. I należy o tym pamiętać, bo nie każdy będzie się czuł komfortowo czytając „#upał”.

Początkowo powieść czytało mi się ciężko, nie podobało mi się, jednak im dalej, tym lepiej. Fabuła się rozwija, wydarzenia nabierają tempa, aż sami zaczynamy wpadać w rytm życia głównego bohatera. Bohatera, który przez cały czas musi trzymać rękę na pulsie, żeby nie przegapić żadnej ważnej informacji. Fej jest dziennikarzem miejskiego portalu i choć nie od razu wiemy, że ma wszystko, to szybko można to zauważyć. Ale pragnie jeszcze więcej, dlatego nie zwalnia tempa. Jest zupełnie pochłonięty przez natłok informacji, stara się poradzić sobie ze wszystkim na raz, jednak w pewnym momencie dosyć brutalnie musi zderzyć się z rzeczywistością.

środa, 25 listopada 2020

Trylogia „Stulecie Winnych” – Ałbena Grabowska || recenzja

Nie będę ukrywać, że po tę sagę sięgnęłam po zapoznaniu z pierwszym sezonem serialu. Moją uwagę przykuła głównie mistyczna część tego dzieła, a konkretnie wizje Anny Winnej, głównej bohaterki trylogii. Wcześniej nie miałam styczności z twórczością pani Grabowskiej, nie miałam o niej nawet pojęcia. A szkoda!

Ałbena Grabowska ma niesamowicie przyjemny styl. Powieści są napisane zgrabnie, zdania zazwyczaj krótkie, co zdecydowanie przyspiesza tempo czytania. Język niewyszukany, jednak w pewnych scenach wręcz mistyczny, magiczny. Z pierwszej części, „Ci, którzy przeżyli”  najlepszym przykładem jest scena nad jeziorem. Samo jeziorko jest zresztą owiane pewną tajemnicą i poniekąd stanowi element fantastyczny.

Jak już pewnie wyczuliście, pierwsza część bardzo mi się podobała. Miała świetnie poprowadzoną fabułę i nie było w niej takich zawirowań czasowych, których niestety nie zabrakło w kolejnych powieściach. Choć przez pierwszych kilka rozdziałów czytamy głównie o ojcu dziewczynek, Stanisławie, to jednak akcent jest dosyć mocno postawiony na postać Anny. Książka została tak napisana, byśmy właśnie jej kibicowali. W pierwszej części to właśnie Ania była moją ulubioną bohaterką. Warto też zaznaczyć, że książkową Annę lubi się znacznie bardziej niż serialową.

wtorek, 24 listopada 2020

Stacey Halls – Czarownica ze wzgórza || recenzja

Niezwykła powieść, idealna na nasze czasy.

Stacey Halls w „Czarownicy ze wzgórza” ukazała piękny obraz siły kobiet i prawdziwej przyjaźni, która nie zna granic.

 

Przyznam, że powieść wpadła mi w ręce zupełnie przypadkiem. Natknęłam się na nią w styczniu, w Biedronce. Kosztowała jakieś drobiazgi, bodajże 10 złotych. Moją uwagę przykuła przepiękna, kwiatowa okładka. Sięgnęłam po książkę i przeczytałam opis, po którym wiedziałam, że już tej powieści nie odłożę. Musiałam ją mieć, musiałam ją przeczytać. Byłam w szoku, że wcześniej nic o niej nie słyszałam, bo wydana została przez Świat książki a patronatem medialnym objął ją portal Lubimyczytać.pl.

W domu przekartkowałam książkę i znalazłam mnóstwo pięknych grafik/ rycin, przede wszystkim zachwycił mnie ex libris autorki oraz mapka – bo map jestem ogromną wielbicielką. Przez całą powieść dostajemy szczegóły, tłumaczące dlaczego dany detal znajduje się na grafikach, którymi opatrzona została powieść. Dodatkowo, każdy rozdział udekorowany został czteroma gałązkami wrzosów, co jest dla mnie wyjątkowo uroczym i trafnym ozdobnikiem. Wrzosy zdecydowanie kojarzą mi się z Anglią oraz czarownicami, więc postawienie właśnie na tę roślinę jest strzałem w dziesiątkę!

Przechodząc jednak do treści, chciałabym zaznaczyć, że książka została napisana pięknym językiem, który swym kunsztem przypomina klasyki literatury angielskiej. Bardzo cenię sobie powieści, np. sióstr Bronte i muszę przyznać, że styl Halls jest niesamowicie zbliżony do dzieł romantyzmu angielskiego.

czwartek, 12 listopada 2020

Taran Matharu – Bitwa (seria Summoner/Zaklinacz 3) || recenzja

 Twórczość Tarana Matharu nie jest mi obca, a moja przygoda z jego książkami rozpoczęła się właśnie od serii o Zaklinaczu i Akademii Vocanów.

Od razu spodobał mi się styl autora – lekki i przystępny. Czyli idealny do gatunku, ponieważ mamy tu do czynienia z fantasy młodzieżowym. Ale bez obaw – starsi czytelnicy także świetnie odnajdą się w tym świecie. Przyznam szczerze, że czytając miałam wrażenie jakby autor połączył Pokemony z realiami Władcy Pierścieni, jednak to już dotyczy całej serii, a o tym mam zamiar powiedzieć jeszcze innym razem.

Zatem przejdźmy może do recenzji tomu wieńczącego przygody Fletchera. Przede wszystkim –­ bladego pojęcia nie mam dlaczego tyle zwlekałam z tą częścią. Książka premierę miała ponad trzy lata temu, a dokładnie 25 października 2017 roku. Plus jest taki, że przynajmniej zdążyłam się za nią zabrać przed trzecią rocznicą.

wtorek, 10 listopada 2020

Ostatnie życzenie – Andrzej Sapkowski || recenzja

Wydaje mi się, że od roku osoby nieznającej Wiedźmina ze świecą szukać. Odkąd pojawił się serial na Netflixie, wszędzie słychać „Grosza daj Wiedźminowi” w obu wersjach językowych. Mam wrażenie, że każdy miał z tą postacią styczność – czy to w grach, czy serialach [tak, o polskim serialu nie zapominam], a może w filmie lub książkach. Dziś skupię się na dziele należącym do tej ostatniej grupy.

W tym roku, z okazji Maratonów „Magiczny Październik” oraz „DAMATON”, ponownie sięgnęłam po pierwszy zbiór opowiadań z uniwersum wiedźmińskiego. Był to powrót po około ośmiu latach. Muszę szczerze przyznać, że już wtedy książka przypadła mi do gustu. Spodobała mi się do tego stopnia, że od razu sięgnęłam po drugi zbiór. Niestety, na tym zapał dwunastoletniej dziewczynki się skończył. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że Wiedźmina nie było w podstawówkowej bibliotece.

piątek, 30 października 2020

Te wiedźmy nie płoną – Isabel Sterling | recenzja

Jak wiecie – lub nie – we wrześniu wpadłam na pomysł dwóch jesiennych maratonów. W naszym kraju temat obchodzenia Halloween jest nadal kwestią sporną ze względu na następującą po nim Uroczystość Wszystkich Świętych. Ja, choć sama jestem osobą wierzącą, nie uważam aby było coś złego w wystawieniu przed dom dyni lub zjedzeniu cukierków w kształcie duchów – a właśnie do tego sprowadza się obchodzenie Halloween w Polsce. Postanowiłam zatem zorganizować maratony: Magiczny Październik (kończący się 31.10) i Wspominkowy Listopad (rozpoczynający się 1.11). W trakcie pierwszego z nich czytałam książki o czarownicach, zaklinaczach czy nawet wiedźminach. Pierwsza pozycja, po jaką sięgnęłam w tym miesiącu to „Te wiedźmy nie płoną”.

Debiut Isabel Sterling należy do gatunku, z którym wielokrotnie mamy styczność w filmach czy serialach, jednak pisarze zdają się go unikać. Jest to powieść „modern fantasy”, czyli takiej współczesnej/nowoczesnej fantastyki. Nasi bohaterowie jeżdżą samochodami, używają telefonów komórkowych, oglądają telewizję ale równocześnie posługują się pierwotną magią.

czwartek, 22 października 2020

Emily in Paris/Emily w Paryżu – recenzja

      Drugiego października 2020 roku na serwisie Netflix pojawił się serial „Emily w Paryżu”. Produkcja była głośno zapowiadana jako dzieło twórcy „Seksu w wielkim mieście”, Darren’a Star’a. W roli tytułowej została obsadzona brytyjska aktorka, Lilly Collins – znana z głównych ról w produkcjach takich jak „Mirror Mirror”(pol. „Królewna Śnieżka”), „Dary Anioła: Miasto Kości” czy „Love, Rosie”. I wierzcie lub nie, ale to jedyna osoba z głównej obsady, którą miałam okazję wcześniej widzieć w innych produkcjach. Z ról gościnnych zresztą też znam tylko Kate Walsh (Olivia Baker, matka Hannah w „Trzynaście powodów”).

Zatem mamy znanego twórcę i główną aktorkę oraz masę obcych twarzy, w produkcji, która miała podbić świat. Czy jednak opowiedziana w niej historia jest tak wyjątkowa, że zachwyci miliony? Cóż, historia raczej sztampowa – młoda i niesamowicie ambitna pracownica działu marketingu dostaje niespodziewanie przypadkowy awans. Tak trafia z Chicago do Paryża – nie znając języka i obyczajów miejscowej społeczności. Nowa przełożona jest dla niej surowa, a współpracownicy szydzą z Amerykanki. Dozorczyni kamienicy ciągle się o coś piekli i zdaje się, że jedynie przystojny sąsiad jest jej przychylny. Emily jednak nie poddaje się i próbuje dać z siebie wszystko zarówno na poziomie zawodowym jak i uczuciowym – wszak nie tak łatwo jest utrzymać związek, gdy dzieli was szeroki przestwór oceanu!

czwartek, 15 października 2020

Przylądek wichrów – Agnieszka Krawczyk

 Witajcie!

W końcu przychodzę z recenzją, którą miałam napisać już bardzo dawno temu. Dwutomowa seria Agnieszki Krawczyk była pozycją, którą czytałam w ramach mojego Wakacyjnego Maratonu Czytelniczego „Lato Miłości”. Sięgnęłam po nią, ponieważ zobaczyłam „Lato wśród wydm” u mojej koleżanki, a niedługo później ona i „Róża wiatrów” wpadły w moje ręce, gdy znalazłam je na promocyjnym straganiku.

Z opisu oczekiwałam czegoś podobnego do historii pisanych przez Nicholasa Sparksa. Wakacyjny klimat, ciekawa fabuła i wątek romantyczny w tle. Zapowiadało się wspaniale, w końcu takie właśnie historie lubię czytać. I początkowo, rzeczywiście było całkiem nieźle. Akcja pierwszej części rozpoczyna się dialogiem, co od razu daje czytelnikowi „kopa”, zostajemy dynamicznie wrzuceni w akcję. Od razu jednak rzuca się w oczy problem z ekspozycją. Natłok informacji zalewa nas niczym sztorm. Przekręcamy kartkę, a tam wylewa się na nas cała fala wiadomości, które mogłyby ładnie wybrzmieć w dialogach.

wtorek, 29 września 2020

Wakacyjny Maraton Czytelniczy „Lato Miłości” – podsumowanie

 

Nastał czas pożegnania z wakacjami, więc i Wakacyjny Maraton musiał dobiec końca. Zapraszam zatem na jego podsumowanie!

Na wstępie kilka informacji o samej organizacji. Przyznam szczerze, że pomysł na Maraton zrodził się w mojej głowie dosyć impulsywnie, ale od razu wiedziałam, że chcę to zrobić. Jeszcze tego samego dnia zrobiłam grafiki i ustaliła sobie TBR. Niestety podeszłam do pomysłu zbyt entuzjastycznie i dosyć szybko zderzyłam się z przeszkodami. A najważniejszą z nich była dwudziestoczterogodzinna doba, która za nic nie chciała się wydłużyć. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie wykonać rzuconego sobie wyzwania.

niedziela, 2 sierpnia 2020

"Idealna chemia" Simone Elkeles // recenzja

Przyznam szczerze, że z twórczością Simone Elkeles nie miałam nigdy wcześniej styczności, więc podchodziłam do „Idealnej chemii” jedynie z opinią Dominiki Lewandowskiej (Instagram | You Tube). Znając jej zdanie spodziewałam się czegoś co chwyci mnie za serce. I z takim podejściem sięgnęłam po lekturę. Książkę postanowiłam wypożyczyć, ponieważ czytałam ją w ramach Damatonu (Facebook) i własnego Wakacyjnego Maratonu Czytelniczego (Instagram), a nie wiedziałam czy historia przypadnie mi do gustu.
Na początku zaznaczę, że jeśli nie możecie znaleźć powieści w bibliotece, to macie szansę zdobyć ją na własność. Mimo, iż książka polską premierę miała już ponad siedem lat temu, nadal można dostać ją w takich księgarniach jak Tania Książka czy Świat Książki. I to w bardzo przystępnych cenach!

Simone Elkeles i Alexander F. Rodriguez na planie trailera książki.
źr.: >kilk<

niedziela, 31 maja 2020

Pół roku Malinowych Historii na Instagramie!


Witajcie kochani!

Dzisiaj przychodzę do Was z nieco refleksyjnym podsumowaniem półrocza. Nie jest to dla mnie do końca tak łatwe jak może się wydawać, ale uznałam, że pół roku to strasznie dużo czasu, więc pora jakoś ten pierwszy etap podsumować.
Na początku chciałabym zaznaczyć, że jestem osobą, która dużo czasu poświęca na spanie i nie wynika to z mojego lenistwa, a z zaleceń lekarza. Przez to, że dużo muszę odpoczywać i czasem czuję się nieco słabsza tracę strasznie dużo czasu, który mogłabym poświęcić na robienie czegoś lepszego, ciekawszego i zdecydowanie bardziej produkcyjnego. Ale "są rzeczy ważne i ważniejsze". A dla mnie tymi priorytetami są: rodzina, zdrowie i (aktualnie) studia. Dlatego nie czytam tyle, ile bym chciała. Ba! Odkąd zamknęli nas w domach wcale nie mam więcej czasu wolnego, ponieważ e-studia okazały się zdecydowanie bardziej aferujące, niż się spodziewałam. Ponadto, odkąd nie jeżdżę na uczelnię tracę co najmniej godzinę, którą mogłabym poświęcić na czytanie w tramwaju. Zostałam, więc w pewien sposób okradziona z tego czasu, ale zgadzam się z decyzją rządu na temat zdalnego nauczania.

piątek, 22 maja 2020

Simon Snow w USA!


Stało się! Po czterech latach fani Rainbow Rowell doczekali się kontynuacji „Nie poddawaj się” – bestsellerowej powieści o nastoletnim czarodzieju. Choć nic tego nie zapowiadało, w marcu ukazała się druga część przygód Simona Snowa. Recenzję pierwszej możecie znaleźć na blogu pod tym linkiem!
Jeśli nie miałeś/-aś okazji przeczytać pierwszej części,
a chciał/-abyś się z nią zapoznać – odradzam czytanie tej recenzji!

Książkę kupiłam od razu po tym, jak dowiedziałam się, że została wydana w Polsce, a do lektury zabrałam się przy okazji weekendu majowego. Od tamtej pory minęły już w prawdzie trzy tygodnie, ale moja opinia nie zmieniła się! Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem. Ale dość o mnie, przejdźmy do Simona!

     

środa, 12 lutego 2020

"Droga" // Cormac McCarthy


Dzień dobry wszystkim!

Może zacznę od kilku słów wyjaśnień. Długo mnie tutaj nie było. Długo nie było mnie nigdzie – taka prawda. Wiele w moim życiu się zmieniło, musiałam kilka spraw przemyśleć, przyzwyczaić się do nowej sytuacji (m.in. zaczęłam studiować, więc jeszcze tydzień temu pisałam ostatni egzamin). Ale wydaje mi się, że ustaliłam już na czym stoję w związku z czym teraz przyszedł czas na działanie.
Zapewne większość nie ma pojęcia, że w końcu odważyłam się i założyłam konto bookstagramowe. Na ile czas pozwoli będę publikować recenzję tu oraz ich fragmenty na Instagramie, gdzie będą podlinkowane. W związku z tym całym bookstagramowym zamieszaniem od razu rzuciłam się na głęboką wodę i uznałam, że wezmę udział w Damatonie (grup Facebook’owa: https://www.facebook.com/groups/608503386570904/) czyli maratonie całorocznym. Pomysł wydaje mi się bardzo fajny, ale zobaczymy czy podołam.


Aktualnie biorę udział w drugim maratonie czytelniczym, który organizowany jest przez Pannę Sasnę (INSTAGRAM | YOUTUBE | MaratonOkładkowy) i wczoraj skończyłam pierwszą książkę, którą do niego wybrałam. 

     Mowa tu o „Drodze” Cormaca McCarthy’iego, czyli powieści trudnej, po którą sięgnęłam z myślą, że na koniec będę płakać…
     Zacznijmy jednak po kolei. Ja czytałam ją w tłumaczeniu Roberta Sudoła [w: Wydawnictwo Literackie] i szczerze powiedziawszy byłam miejscami w szoku, ponieważ przekład był czasem bardzo nietrafiony. Czytając miałam świadomość jak brzmiał tekst oryginału, ponieważ tłumaczenie było proste, dosłowne. Z jednej strony podobało mi się, że styl jest taki… suchy, nie było w nim upiększeń. Przypominał czasem literaturę faktu czy materiał prasowy – bardzo mi to odpowiadało, bo pasowało do treści, jednak miejscami był to przekład zbyt dosłowny przez co dialog czy akapit traciły sens, a czytelnik mógł być wybity z rytmu.