niedziela, 31 maja 2020

Pół roku Malinowych Historii na Instagramie!


Witajcie kochani!

Dzisiaj przychodzę do Was z nieco refleksyjnym podsumowaniem półrocza. Nie jest to dla mnie do końca tak łatwe jak może się wydawać, ale uznałam, że pół roku to strasznie dużo czasu, więc pora jakoś ten pierwszy etap podsumować.
Na początku chciałabym zaznaczyć, że jestem osobą, która dużo czasu poświęca na spanie i nie wynika to z mojego lenistwa, a z zaleceń lekarza. Przez to, że dużo muszę odpoczywać i czasem czuję się nieco słabsza tracę strasznie dużo czasu, który mogłabym poświęcić na robienie czegoś lepszego, ciekawszego i zdecydowanie bardziej produkcyjnego. Ale "są rzeczy ważne i ważniejsze". A dla mnie tymi priorytetami są: rodzina, zdrowie i (aktualnie) studia. Dlatego nie czytam tyle, ile bym chciała. Ba! Odkąd zamknęli nas w domach wcale nie mam więcej czasu wolnego, ponieważ e-studia okazały się zdecydowanie bardziej aferujące, niż się spodziewałam. Ponadto, odkąd nie jeżdżę na uczelnię tracę co najmniej godzinę, którą mogłabym poświęcić na czytanie w tramwaju. Zostałam, więc w pewien sposób okradziona z tego czasu, ale zgadzam się z decyzją rządu na temat zdalnego nauczania.
Jednak wracając do meritum mojej dzisiejszej notatki, chciałabym zaznaczyć, że założenie bookstagrama (link) było – w mojej ocenie – dobrym krokiem. Po pierwsze, rzeczywiście czytam więcej, ponieważ czuję się do tego bardziej zdeterminowana, zmotywowana. Dodatkowo, odkąd istnieję w "bookstagramowej społeczności" poznałam tych samych ludzi od innej strony. I bardzo mi się to podoba! Przez pewien moment nawet zaczęłam się zastanawiać nad pokazaniem twarzy. Przecież nie będę anonimowa całe życie! Ale uważam, że to jeszcze za wcześnie. Do tej pory raz "pokazałam" Wam mój głos na storce i na razie wystarczy. Jestem przekonana, że w pewnym momencie się ujawnię, być może sięgnę nawet po konto Malinowych na YouTube i zacznę tam wrzucać filmy, ale to jeszcze nie ten moment.


Wracając (bo coś bardzo dzisiaj odchodzę od głównej osi): wiem, że ilością stron, które jestem w stanie przeczytać w ciągu dnia, świata nie zawojuję, ale to nie jest takie ważne. Bo, dla mnie, w czytaniu liczy się historia, którą poznaję i przyjemność, której doznaję (rym nie był zamierzony, ale brzmi poetycko, więc postanowiłam go zostawić hahaha). Jestem jeszcze na takim etapie "kariery dziennikarskiej", że czytam dla swojej przyjemności, a nie na zlecenie wydawcy, który chce puścić do druku gazetę z krótką recenzją. Nie czytam też po to, żeby komuś zaimponować (jest zresztą wiele osób, które nazwałyby czytane przeze mnie książki głupimi czy pustymi) lub pokazać wyższość słowa pisanego nad, np. sit-comem. Czytam dla siebie i chyba właśnie to jest takie ważne. Nie zmuszam się do lektury jeśli nie mam na nią ochoty. Wiadomo: czasem chcę poczytać a czasem obejrzeć serial. I to jest w porządku. Wydaje mi się, że wiele dobrego dla mojej psychiki robi właśnie takie podejście – świadomość tego, że w kwesti hobby nic nie muszę.
Dlatego uważam, że chociaż w tym momencie nie mam możliwości w pełni rozwinąć skrzydeł zarówno tutaj jak i na Instagramie, to ten blog i konto przetrwają. Bo Malinowe Historie zawsze były dla mnie miejscem, gdzie po prostu mogę wyrazić swoją opinię na temat tworów kultury, z którymi mam przyjemność obcować.
Przez te pół roku przeczytałam raptem czternaście książek i napisałam dwie recenzje, ale wkrótce przyjdą wakacje i w końcu będę mieć czas na rozwijanie wszystkich swoich pasji. Przynajmniej taką mam nadzieję.
A skoro już o przeczytanych mowa… W ciągu tych kilku miesięcy sięgnęłam zarówno po książki autorów polskich jak i zagranicznych, nowsze oraz klasyki. Przeczytałam łącznie 4848 stron, a książki po które sięgnęłam to [w kolejności czytania]:
1.     #upał – Michał Olszewski;
2.     Portret Doriana Graya – Oscar Wilde [przeczytana po raz czwarty, tym razem w ramach DAMATON-u];
3.     Dziwne losy Jane Eyre – Charlotte Brontë [siostry Brontë wiedziały jak się pisze dobre książki, jestem absolutnie zakochana w tej historii jak i jej bohaterach];
4.     Droga – Cormac McCarthy [recenzja na blogu];
5.     Bogini Ciemności – Sarwat Chadda [kontynuacja Pocałunku Anioła Ciemności, planowana recenzja obu tomów razem];
6.     Pamiętnik narkomanki – Barbara Rosiek [co do tej historii mam mieszane uczucia, chyba najbardziej związane są one z zakończeniem. Nie chcę zdradzać zakończenia, ale jest ono dla mnie zwyczajnie głupie patrząc na to, że autorka opisała tam historię swojego odwyku];
7.     Alice's Abentuerer in Wunderland. Alicja w Krainie Czarów z podręcznym słownikiem niemiecko-polskim od wydawnictwa Ze Słownikiem [ostatecznie wspomogłam się polską wersją językową, ponieważ od roku nie miałam styczności z językiem niemieckim, a książka jest na poziomie B1, który – w moim odczuciu – wykracza poza podręcznikowe B2. Ale gwoli ścisłości – podobało mi się takie rozwiązanie czytania w języku obcym. Do tej pory czytałam tylko po polsku i angielsku (choć były to głównie artykuły i opowiadania w Internecie), więc miło było spróbować czegoś nowego. Wydaje mi się, że jednak książka kierowana jest bardziej do osób, które mają kontakt z językiem i starają się rozwinąć swoje umiejętności. Ja po roku przerwy zapomniałam prawie wszystkiego, a jakie był skutki, to już wiecie];

Część książek przeczytanych od założenia Malinowym Historiom profilu.

8.     Polska 2.0 – Jacek Inglot [dwa świetne opowiadania utrzymane w konwencji sci-fi, polecam serdecznie zwłaszcza osobom lubiącym ten gatunek. Dwie odmienne wizje Polski w przyszłości, obie bardzo prawdopodobne, choć jak dla mnie autor trochę się „pospieszył”. Wątpię, żeby do 2034 roku technologia rozwinęła się aż do takiego poziomu. Książka jest pełna małych smaczków związanych z polskimi klasykami literatury, więc powinna spodobać się także ich wielbicielom. Dla mnie to była świetna przygoda, żałuję, że drugie opowiadanie urywa się w takim momencie, chętnie przeczytałabym obie historie w formie „pełnowymiarowej” książki];
9.     Szeptucha – Katarzyna Berenika Miszczuk [zdecydowanie dobra na rozpoczęcie przygody ze światem pradawnych bóstw słowiańskich, pełna świetnych opisów – czytając charakterystykę Welesa miałam ciarki, przez co musiałam przeczytać jeszcze jeden rozdział, żeby bóg nie przyśnił mi się w nocy! Przyznam szczerzę, że czasem Gosia trochę mnie irytowała, jednak wkrótce wybiorę się do biblioteki po następne części i zrecenzuję Wam je jako całą serię. Kto wie, może moja opinia o głównej bohaterce ulegnie zmianie!];
10.  Zbłąkany syn – Rainbow Rowell [świetna kontynuacja Nie poddawaj się, recenzja na blogu];
11.  W pierścieniu ognia – Suzanne Collins [re-read przed Balladą ptaków i węży];
12.  Wichrowe Wzgórza – Emily Jane Brontë [re-read w ramach DAMATON-u];
13.  Girl Online: Solo – Zoe „Zoella” Sugg [zakończenie trylogii Girl Online, wkrótce ukaże recenzja całego cyklu];
14.  Kirke – Madeline Miller [książka, o której słyszałam wiele złego, ale mnie akurat zachwyciła. Pełna goryczy i świetnie wplecionych wątków mitologicznych, które nie zaszokują, jeśli uważnie czytaliśmy kiedyś Mitologię Parandowskiego. Więcej o niej wkrótce].
Jak możecie zauważyć, zapowiedziałam tu kilka recenzji, jednak moje wkrótce oznacza raczej „po sesji”. Mam nadzieję, że bez problemów i komplikacji uda mi się zakończyć ten semestr, a do Was mogę jedynie zgłosić się z prośbą o trzymanie kciuków. Nie podaję żadnego TBR-u na przyszłe miesiące, ponieważ może on ulec zmianie. Mam już kilka pomysłów na zajęcie sobie czasu, ale na razie zatrzymam je w mojej głowie.
Tymczasem żegnam się z Wami, dziękuję za poświęcony mi czas i życzę wszystkim miłego dnia!


Monika Karolina xxx



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz