Witajcie
kochani!
Dzisiaj
przychodzę do Was z nieco refleksyjnym podsumowaniem półrocza. Nie jest to dla
mnie do końca tak łatwe jak może się wydawać, ale uznałam, że pół roku to
strasznie dużo czasu, więc pora jakoś ten pierwszy etap podsumować.
Na
początku chciałabym zaznaczyć, że jestem osobą, która dużo czasu poświęca na
spanie i nie wynika to z mojego lenistwa, a z zaleceń lekarza. Przez to, że
dużo muszę odpoczywać i czasem czuję się nieco słabsza tracę strasznie dużo
czasu, który mogłabym poświęcić na robienie czegoś lepszego, ciekawszego i
zdecydowanie bardziej produkcyjnego. Ale "są rzeczy ważne i
ważniejsze". A dla mnie tymi priorytetami są: rodzina, zdrowie i
(aktualnie) studia. Dlatego nie czytam tyle, ile bym chciała. Ba! Odkąd zamknęli
nas w domach wcale nie mam więcej czasu wolnego, ponieważ e-studia okazały się
zdecydowanie bardziej aferujące, niż się spodziewałam. Ponadto, odkąd nie
jeżdżę na uczelnię tracę co najmniej godzinę, którą mogłabym poświęcić na
czytanie w tramwaju. Zostałam, więc w pewien sposób okradziona z tego czasu,
ale zgadzam się z decyzją rządu na temat zdalnego nauczania.
Jednak
wracając do meritum mojej dzisiejszej notatki, chciałabym zaznaczyć, że założenie
bookstagrama (link) było – w mojej ocenie – dobrym krokiem. Po pierwsze,
rzeczywiście czytam więcej, ponieważ czuję się do tego bardziej zdeterminowana,
zmotywowana. Dodatkowo, odkąd istnieję w "bookstagramowej
społeczności" poznałam tych samych ludzi od innej strony. I bardzo mi się
to podoba! Przez pewien moment nawet zaczęłam się zastanawiać nad pokazaniem
twarzy. Przecież nie będę anonimowa całe życie! Ale uważam, że to jeszcze za
wcześnie. Do tej pory raz "pokazałam" Wam mój głos na storce i na
razie wystarczy. Jestem przekonana, że w pewnym momencie się ujawnię, być może
sięgnę nawet po konto Malinowych na YouTube i zacznę tam wrzucać filmy, ale to
jeszcze nie ten moment.
Wracając
(bo coś bardzo dzisiaj odchodzę od głównej osi): wiem, że ilością stron, które
jestem w stanie przeczytać w ciągu dnia, świata nie zawojuję, ale to nie jest
takie ważne. Bo, dla mnie, w czytaniu liczy się historia, którą poznaję i
przyjemność, której doznaję (rym nie był zamierzony, ale brzmi poetycko, więc
postanowiłam go zostawić hahaha). Jestem jeszcze na takim etapie "kariery
dziennikarskiej", że czytam dla swojej przyjemności, a nie na zlecenie
wydawcy, który chce puścić do druku gazetę z krótką recenzją. Nie czytam też po
to, żeby komuś zaimponować (jest zresztą wiele osób, które nazwałyby czytane
przeze mnie książki głupimi czy pustymi) lub pokazać wyższość słowa
pisanego nad, np. sit-comem. Czytam dla siebie i chyba właśnie to jest takie
ważne. Nie zmuszam się do lektury jeśli nie mam na nią ochoty. Wiadomo: czasem
chcę poczytać a czasem obejrzeć serial. I to jest w porządku. Wydaje mi się, że
wiele dobrego dla mojej psychiki robi właśnie takie podejście – świadomość
tego, że w kwesti hobby nic nie muszę.
Dlatego
uważam, że chociaż w tym momencie nie mam możliwości w pełni rozwinąć skrzydeł
zarówno tutaj jak i na Instagramie, to ten blog i konto przetrwają. Bo Malinowe
Historie zawsze były dla mnie miejscem, gdzie po prostu mogę wyrazić swoją
opinię na temat tworów kultury, z którymi mam przyjemność obcować.
Przez
te pół roku przeczytałam raptem czternaście książek i napisałam dwie recenzje, ale
wkrótce przyjdą wakacje i w końcu będę mieć czas na rozwijanie wszystkich
swoich pasji. Przynajmniej taką mam nadzieję.
A
skoro już o przeczytanych mowa… W ciągu tych kilku miesięcy sięgnęłam zarówno
po książki autorów polskich jak i zagranicznych, nowsze oraz klasyki. Przeczytałam
łącznie 4848 stron, a książki po które sięgnęłam to [w kolejności czytania]:
1. #upał
– Michał Olszewski;
2. Portret
Doriana Graya – Oscar Wilde [przeczytana po raz czwarty, tym razem w ramach
DAMATON-u];
3. Dziwne
losy Jane Eyre – Charlotte Brontë [siostry Brontë wiedziały jak się pisze dobre
książki, jestem absolutnie zakochana w tej historii jak i jej bohaterach];
4. Droga
– Cormac McCarthy [recenzja na blogu];
5. Bogini
Ciemności – Sarwat Chadda [kontynuacja Pocałunku
Anioła Ciemności, planowana recenzja obu tomów razem];
6. Pamiętnik
narkomanki – Barbara Rosiek [co do tej historii mam mieszane uczucia, chyba
najbardziej związane są one z zakończeniem. Nie chcę zdradzać zakończenia, ale
jest ono dla mnie zwyczajnie głupie patrząc na to, że autorka opisała tam
historię swojego odwyku];
7. Alice's
Abentuerer in Wunderland. Alicja w Krainie Czarów z podręcznym słownikiem
niemiecko-polskim od wydawnictwa Ze Słownikiem [ostatecznie wspomogłam się
polską wersją językową, ponieważ od roku nie miałam styczności z językiem
niemieckim, a książka jest na poziomie B1, który – w moim odczuciu – wykracza
poza podręcznikowe B2. Ale gwoli ścisłości – podobało mi się takie rozwiązanie
czytania w języku obcym. Do tej pory czytałam tylko po polsku i angielsku (choć
były to głównie artykuły i opowiadania w Internecie), więc miło było spróbować
czegoś nowego. Wydaje mi się, że jednak książka kierowana jest bardziej do
osób, które mają kontakt z językiem i starają się rozwinąć swoje umiejętności. Ja
po roku przerwy zapomniałam prawie wszystkiego, a jakie był skutki, to już
wiecie];
Część
książek przeczytanych od założenia Malinowym Historiom profilu.
8. Polska
2.0 – Jacek Inglot [dwa świetne opowiadania utrzymane w konwencji sci-fi,
polecam serdecznie zwłaszcza osobom lubiącym ten gatunek. Dwie odmienne wizje
Polski w przyszłości, obie bardzo prawdopodobne, choć jak dla mnie autor trochę
się „pospieszył”. Wątpię, żeby do 2034 roku technologia rozwinęła się aż do takiego
poziomu. Książka jest pełna małych smaczków związanych z polskimi klasykami
literatury, więc powinna spodobać się także ich wielbicielom. Dla mnie to była
świetna przygoda, żałuję, że drugie opowiadanie urywa się w takim momencie,
chętnie przeczytałabym obie historie w formie „pełnowymiarowej” książki];
9. Szeptucha
– Katarzyna Berenika Miszczuk [zdecydowanie dobra na rozpoczęcie przygody ze
światem pradawnych bóstw słowiańskich, pełna świetnych opisów – czytając
charakterystykę Welesa miałam ciarki, przez co musiałam przeczytać jeszcze
jeden rozdział, żeby bóg nie przyśnił mi się w nocy! Przyznam szczerzę, że czasem
Gosia trochę mnie irytowała, jednak wkrótce wybiorę się do biblioteki po
następne części i zrecenzuję Wam je jako całą serię. Kto wie, może moja opinia
o głównej bohaterce ulegnie zmianie!];
10. Zbłąkany
syn – Rainbow Rowell [świetna kontynuacja Nie
poddawaj się, recenzja na blogu];
11. W
pierścieniu ognia – Suzanne Collins [re-read przed Balladą ptaków i węży];
12. Wichrowe
Wzgórza – Emily Jane Brontë [re-read w
ramach DAMATON-u];
13. Girl
Online: Solo – Zoe „Zoella” Sugg [zakończenie trylogii Girl Online, wkrótce
ukaże recenzja całego cyklu];
14. Kirke
– Madeline Miller [książka, o której słyszałam wiele złego, ale mnie akurat
zachwyciła. Pełna goryczy i świetnie wplecionych wątków mitologicznych, które
nie zaszokują, jeśli uważnie czytaliśmy kiedyś Mitologię Parandowskiego. Więcej o niej wkrótce].
Jak
możecie zauważyć, zapowiedziałam tu kilka recenzji, jednak moje wkrótce oznacza raczej „po sesji”. Mam nadzieję,
że bez problemów i komplikacji uda mi się zakończyć ten semestr, a do Was mogę
jedynie zgłosić się z prośbą o trzymanie kciuków. Nie podaję żadnego TBR-u na
przyszłe miesiące, ponieważ może on ulec zmianie. Mam już kilka pomysłów na
zajęcie sobie czasu, ale na razie zatrzymam je w mojej głowie.
Tymczasem
żegnam się z Wami, dziękuję za poświęcony mi czas i życzę wszystkim miłego
dnia!
Monika Karolina xxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz