środa, 24 maja 2017

Płynące wieżowce – Tomasz Wasilewski

 Pisze tę recenzję póki pamięć świeża, nim zdąży mi z niej wszystko ulecieć. Jest to moja pierwsza recenzja filmowa, więc proszę o wyrozumiałość. Od razu mówię, że nie zamierzam bawić się w krytyka, ponieważ nim nie jestem. Nie wiem, co powinno znaleźć się na pewno w filmie, a czego nie powinno być, wyrażam jedynie swoje zdanie. A teraz do rzeczy.



Film, o którym będzie tu mowa obejrzałam prawie tydzień temu, w piątkową noc, gdy akurat męczona kaszlem nie mogłam zmrużyć oka. Postanowiłam więc znaleźć sobie rozrywkę, jaką okazało się obejrzenie polskiego filmu LGBT.

Jak zawszę zacznę od podstawowych danych.

Data premiery22 listopada 2013 (Polska)
ReżyseriaTomasz Wasilewski
ScenariuszTomasz Wasilewski
Autor muzykiBaaschLeszek Możdżer
Tomasz Wasilewski (ur. 26.09.1980 r. w Toruniu) to polski reżyser filmowy i scenarzysta, na koncie ma trzy filmy własne, a także Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszy scenariusz. Jego dzieła to „Zjednoczone stany miłości” (2015) oraz „W sypialni” (2012), których jeszcze nie udało mi się nadrobić, ale być może zrobię to w przyszłości. Jest także zdobywcą Nagrody Jury dla młodego talentu reżyserskiego na 38. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

„Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewskiego, o których tutaj mowa, to niezwykle odważny, jak na polskie kino, film o miłości homoseksualnej. Czytałam na jego temat wiele złego, że postacie płytkie,  film ogółem nudny, a problem takiej miłości zwyczajnie źle pokazany. Komentarze na ten temat przepełnione były zdaniami mającymi nam pokazać, że takie związki są w naszym kraju możliwe. Nie, uważam, że nie są. A na pewno nie takie, jak ten. Nie chcę nikogo urazić, ale moim zdaniem Polska to bardzo homofoniczny kraj, który być może nie jest jeszcze gotowy na takie produkcje, historie.

Przeczytałam kilka opinii na temat filmu i zgadzam się z nimi w pewnym stopniu, ale na to, że reżyser ‘przesadził’ zgodzić się nie mogę. Polskimi ulicami chodzi cała masa ludzi, którzy nie tyle boją się, co nienawidzą ludzi „odmiennej” orientacji. Choć zapewne możemy przypuszczać, że gdyby nie jedno z zachowań Kuby, głównego bohatera, do sytuacji w scenie końcowej pewnie by nie doszło. Jednak, to tylko gdybanie.
Film, choć może nie podobać się każdemu, mi nawet przypadł do gustu, choć są wady, o których za raz.  Mimo, iż polska publiczność nie przywitała „wieżowców” z otwartymi ramionami, to zagranica bardzo go chwali, o czym świadczą nagrody nie tylko jury, ale także publiczności. Film zdobył 8 nagród i 10 nominacji, co, jakby nie było, świadczy o nim bardzo dobrze.
Ale przejdźmy do obiecanych wad. Moim zdaniem wadą może być muzyka, a raczej jej brak. Jestem przyzwyczajona do muzyki w filmach, podkład muzyczny zawsze pomaga mi się wczuć w scenariusz, przedstawioną historię i sytuację bohaterów. Tutaj tego zabrakło, co nie jest jednak całkowicie na minus, ponieważ nadaje filmowi realizmu. W prawdziwym życiu nie towarzyszy nam soundtrack. Z tego, co wiem, muzyka w filmie się znalazła, ale widocznie była zbyt wyraźna, bym mogła ją zauważyć, usłyszeć. Poza tym, mam na koncie film „Geography Club” (także porusza temat miłości homoseksualnej), w którym również nie pojawił się nadmiar muzyki, była nam jedynie skąpo udzielana. Być może to jakaś wspólna cecha? Tego nie wiem, ale przejdźmy dalej.
Kolejną wadą, którą można zauważyć to niedokończone wątki, niewyjaśnione sytuacje i niepotrzebne sceny. Moim zdaniem, sceną do usunięcia była pierwsza, która pojawiła się na ekranie. Pozwolę ją sobie nazwać „sceną toaletową”. Nie widzę potrzeby zamieszczania jej, skoro w filmie pojawia się później prawie identyczna. Zabrakło też scen czułości, za to reżyser uznał, że świetnie będzie puścić aktorów z gołymi tyłkami przed kamerę i niech sobie trochę pobiegają, bo czemu nie. Ja obejrzałam film w wieku lat siedemnastu i cieszę się, że nie dotarłam do niego wcześniej, ponieważ mogłam sobie spokojnie dojrzeć i dorosnąć bez takich obrazów w podświadomości. To główny powód, dla którego nie polecam filmu młodszym czytelnikom/widzom. Moim zdaniem, jeśli chcecie obejrzeć ten film, naprawdę nie ma się z czym śpieszyć, warto poczekać. Natomiast czułość, o której napomknęłam, a raczej jej brak doskwiera mi, ponieważ takich scen było naprawdę nie wiele. Do moich ulubionych należy chyba ta w samochodzie, na dachu. Pojawiały się sceny ukazujące czystą miłość i jej prostotę, jednak dla mnie było ich odrobinę za mało.


A jeśli już o uczuciach mowa, to pora przedstawić mój stosunek do postaci. Otóż, są role, których wolimy nie kojarzyć z aktorami i w tym wypadku są to Mateusz Banasiuk oraz Bartosz Gelner, którzy swoje role odegrali świetnie, może nawet aż za dobrze [chodzi tu o sceny opisane w poprzednim akapicie]. Choć samozwańczy „eksperci”, których teraz pełno w sieci, mogą powiedzieć, że główne role zagrane beznadziejnie, za dużo milczenia. Moim zdaniem jest to film o milczeniu, przechodzeniu obok problemów bez słowa, próbując po prostu się od nich odciąć. Ponownie przytoczę argument, że w życiu też tak jest. Czy nie milczymy sobie czasem od tak, bo wystarcza nam już sama obecność drugiej osoby lub boimy się odezwać, by nie rozniecić ognia? Przecież czasem tak właśnie jest, milczymy, a to milczenie zostało świetnie ujęte w tym filmie i za to brawa dla pana Wasilewskiego.

W filmie, oprócz Kuby (Mateusz Banasiuk) i Michała (Bartosz Gelner) poznajemy także Sylwię (w tej roli Marta Nieradkiewicz), dziewczynę Kuby, Monikę (Olga Frycz), przyjaciółkę Sylwii oraz dwie matki: Ewę (Katarzyna Herman), matkę Kuby oraz mamę Michała, Krystynę (Izabela Kuna). Są to postaci bardzo zróżnicowane, Kuba jest sportowcem, studiuje na AWFie, jest pływakiem, Michał to chłopak z „dobrego domu”, studiujący na Uniwersytecie na kierunku bliżej nieokreślonym, Sylwia po prostu jest i kocha Kubę, więc zabiera go na imprezę do Moniki, gdzie chłopcy się poznają, a Monika stara się unikać trudnych tematów i wyciągnąć przyjaciółkę z zazdrości, w której ta pierwsza tonie. Bardzo podoba mi się zestawienie matek. Z pozoru bardzo podobne, jednak w pewnych okolicznościach tak różne, że aż trudno w to uwierzyć. Krystyna kocha i wspiera swojego syna, choć ukrywa jego orientację przed ojcem chłopaka, Ewa także kocha swojego syna do tego stopnia, że nasuwa się pytanie: czy to tylko matczyna miłość, czy jednak coś więcej? W domu Kuby ojca brak i nie bardzo wiadomo gdzie jest lub co się z nim dzieje, dlaczego go nie ma, ale sądzę, że śmiało możemy założyć, iż przez ten właśnie brak Ewa daruje Kubę jakąś wyjątkową miłością, przekraczającą uczucie matki do syna.
W filmie pojawia się także ojciec Michała, Jacek (Mirosław Zbrojewicz), który żyje sobie w totalnej nieświadomości „inności” syna, a gdy się już o niej dowiaduje początkowo przemilcza sprawę. I tu ponownie odwołam się do życia, ponieważ nie będę krytykować, dopóki nie zastanowię się co ja zrobił(a)bym na jego miejscu? Moim zdaniem, milczenie jest tu jak najbardziej na miejscu, ponieważ taka wiadomość zwala z nóg, odrywa od rzeczywistości i wywraca nasze życie do góry nogami.
Zgodnie z powyższym, uznaję, że aktorzy wykonali kawał dobrej roboty, a postacie nie są płytkie, czy sztuczne. Wręcz przeciwnie, są do bólu prawdziwe, realistyczne, ich zachowania da się wyjaśnić w logiczny sposób. W tym miejscu mogę jedynie przytoczyć trafny cytat „Panowie, kapelusze z głów!” Alberta Camusa.

Podsumowując, film z początku mnie nudził, lecz na pewno nie pozostawił mnie obojętnej. Szczególnie zakończenie mną poruszyło, co jest chyba jasne, dla kogoś, kto film obejrzał. Bardzo podobał mi się moment, w którym dochodzi do konfrontacji Sylwii z Michałem. Podobała mi się ta prawdziwość postaci, o której już wcześniej pisałam, a także to półotwarte zakończenie, do którego powoli zaczynam się przyzwyczajać w tekstach kultury. Film z pewnością polecam dorosłym i młodzieży, jednak młodszych proszę o omijanie tego tytułu przynajmniej do piętnastego roku życia, choć w porze „50 twarzy Graya” mam wrażenie, że kilka gołych tyłków i odważnych scen erotycznych nie zrobi na Was wrażenia.
Być może „Pływające wieżowce” niewiele uczą nas o relacji homoseksualnej, sytuacji osoby zmagającej się ze swoim coming-out’em, ale pokazują nam przykład dwójki zakochanych, między którymi pojawia się nagle ta trzecia osoba. W filmie jest to akurat chłopak, lecz czy sytuacja nie wyglądałaby podobnie, gdyby zastąpić geja dziewczyną? Sylwia i tak cierpiałaby widząc, że traci ukochanego, Kuba także pogubiłby się w pewnym momencie w swoich uczuciach, jak w filmie, więc jest to historia uniwersalna.
Kończąc, nie potrafię trafnie ocenić filmu, żeby wszystkim werdykt odpowiadał, więc wyrażę swoją opinię. Dla mnie film był dobry, choć, jak wspominałam, początkowo nużący. Powtórzę to: film polecam, ale zdecydowanie dla starszych widzów. Od kilku dni nie mogę przestać o nim myśleć, więc sądzę, że Tomaszowi Wasilewskiemu należą się brawa. Jestem dumna i szczęśliwa, że takie filmy powstają w Polsce.
 OCENA:
  • ·         Fabuła: 7/10
  • ·         Gra aktorska: 9/10
  • ·         Muzyka: jaka muzyka? 0/10
  • ·         Świat przedstawiony: 9/10

WERDYKT: 6,2/10