wtorek, 10 listopada 2020

Ostatnie życzenie – Andrzej Sapkowski || recenzja

Wydaje mi się, że od roku osoby nieznającej Wiedźmina ze świecą szukać. Odkąd pojawił się serial na Netflixie, wszędzie słychać „Grosza daj Wiedźminowi” w obu wersjach językowych. Mam wrażenie, że każdy miał z tą postacią styczność – czy to w grach, czy serialach [tak, o polskim serialu nie zapominam], a może w filmie lub książkach. Dziś skupię się na dziele należącym do tej ostatniej grupy.

W tym roku, z okazji Maratonów „Magiczny Październik” oraz „DAMATON”, ponownie sięgnęłam po pierwszy zbiór opowiadań z uniwersum wiedźmińskiego. Był to powrót po około ośmiu latach. Muszę szczerze przyznać, że już wtedy książka przypadła mi do gustu. Spodobała mi się do tego stopnia, że od razu sięgnęłam po drugi zbiór. Niestety, na tym zapał dwunastoletniej dziewczynki się skończył. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że Wiedźmina nie było w podstawówkowej bibliotece.


Zacznijmy może od tego, że od razu polubiłam Geralta. Może dla innych być to dziwne, że dwunastoletnia dziewczynka zachwyciła się gburowatym magiem, ale… kto z Was się nim nie zachwycił? Myślę, że takich osób jest tu niewiele. W całej tej jego powściągliwości jest coś, co przyciąga ludzi. Dodatkowo w „Głosie rozsądku” od razu widzimy, że Wiedźmin to nie tylko dwa miecze, Płotka i czary. Geralt ma „serce”, umie okazywać szacunek kapłankom, nawet nie wierząc w Melitele. Jest specyficzny, ale właśnie dzięki temu urzekł miliony nie tylko w Polsce, ale i na świecie.


Pamiętam także, że przy pierwszym czytaniu nie polubiłam Jaskra aż tak bardzo. Do tej miłości musiałam trochę dorosnąć. Ale spokojnie – nie zajęło mi to długo. Przez całe „Ostatnie życzenie” [opowiadanie] zastanawiałam się, co  z tym Jaskrem będzie. W tym samym czasie mieliśmy okazję razem z Geraltem poznać Yennefer. Coś w niej było takiego, że nie potrafiłam jej zaufać. Jednak z „Głosu rozsądku” wiedziałam, że pomiędzy nią a Wiedźminem coś zaiskrzy. I na iskrzeniu się nie skończy. Powoli zatem zapoznawałam się z tą tajemniczą postacią, aż w końcu… opowiadanie zaczęło chylić się ku końcowi, kartek w dłoniach coraz mniej, a ja dalej nie czułam nic. Yennefer zdecydowanie mnie nie urzekła, za to urzekło mnie uczucie jakim obdarzył ją Geralt.

Podejrzewam, że mój brak uczucia wobec Yennefer mógł wynikać z tego, że już wcześniej swe serce oddałam Renfri. Była tak zadziorna i urocza we wszystkim co robiła, że nie mogłam się nie zakochać. Warto dodać, że historia Dzierzby jest swoistym re-telling’iem baśni o Królewnie Śnieżce. Za tą bajką nie przepadałam, choć poznałam ją zarówno w wersji baśniowej, disnejowskiej a nawet w formie spektaklu teatralnego. Natomiast Andrzej Sapkowski dał Śnieżce charakter, któremu oprzeć się nie dało. Zarówno przy pierwszym jak i drugim czytaniu, bardzo zabolało mnie jej zachowanie, które w rezultacie doprowadziło Geralta do ostateczności.

serial "Wiedźmin" (2002), Héritage Films

Skoro sprawę bohaterów już mamy za sobą, myślę, że pora skupić się na świecie przedstawionym i stylu autora. Omówię je równocześnie, ponieważ w tym przypadku są ze sobą bardzo powiązane. Mianowicie, Andrzej Sapkowski nie ma żadnego problemu z ekspozycją. Wszystko podane jest lekko i przyjemnie. Czytelnik nie czuje się przytłoczony, wręcz przeciwnie. Krótkie i rzeczowe opisy sprawiają, że bez problemu wczuwamy się w klimat powieści, a dzięki temu oraz szybkiemu tempu rozwoju akcji gnamy przez opowiadania, nie wiedząc nawet kiedy kolejne strony umykają nam między palcami.

Bardzo się cieszę, że autor postanowił opisać tylko to, co jest nam potrzebne. Nie zostajemy zalani całą historią uniwersum, ba – nie wiemy nawet gdzie leżą opisane krainy. Wiedźmin nie ma mapki, nie zawiera też sienkiewiczowskich opisów drogi. Każda przygoda rozpoczyna się praktycznie na miejscu, gdy Geralt dociera do celu i od razu rozpoczyna się akcja.

Kolejnym atutem, o którym muszę wspomnieć jest opisywanie scen „łóżkowych”. Gdy pierwszy raz sięgałam po Sapkowskiego, nie miałam pojęcia co mnie czeka. „Na koncie” przeczytanych książek tylko jedna zawierała pobieżny opis stosunku. I bardzo dobrze, ponieważ mój młody umysł nie został w żaden sposób skrzywdzony ani skrzywiony! W „Wiedźminie” scen erotycznych znajdziemy kilka, jeśli mnie pamięć nie myli – trzy. Pierwsza toczy się między Iolą a Geraltem i jest dosyć bezpośrednia. Druga to scena „poza kadrem”, że tak to nazwę. Sapkowski daje nam do zrozumienia, że między Renfri a Białym Wilkiem zaszło coś więcej niż „pogaduchy do poduchy”, jednak nie dostajemy opisu. Ostatnia znajduje się w opowiadaniu tytułowym i jest to scena sensualna, delikatna oraz piękna. Myślę, że chociaż mijają lata i na moim koncie rośnie liczba przeczytanych książek, to właśnie ta scena na zawsze będzie królowała nad innymi opisami uprawiania miłości [właśnie ten zwrot pasuje tu najbardziej].

Podsumowując, choć do losów Geralta wróciłam po długich latach, to nadal uważam, że jest to książka wybitna. Pióro pana Sapkowskiego lekkie i myślę, że nikt nie będzie miał z nim problemu. Postaci są wykreowane wyśmienicie, choć istnieją tylko w świecie wyobraźni to czuć, że mają duszę. Świat świetny, choć bez konkretnego kształtu. Zbiór opowiadań polecam osobom, które pokochały Geralta serialowego czy growego oraz tym, które jeszcze [jakimś cudem] o nim nie słyszeli. Myślę, że po książkę może sięgać młodzież „gimnazjalna”, czyli od około 13/14 roku życia wzwyż. Młodsi czytają na własną odpowiedzialność!


 

WERDYKT:

Fabuła: 9/10 [zdecydowanie za mało Jaskra i Renfri powinna skończyć inaczej]

Świat przedstawiony: 10/10

Styl pisania: 10/10

OCENA: 9,7/10 [czyli jak mówiłam – wybitna!]


Monika Karolina




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz