Jak wiecie – lub nie – we wrześniu
wpadłam na pomysł dwóch jesiennych maratonów. W naszym kraju temat obchodzenia
Halloween jest nadal kwestią sporną ze względu na następującą po nim Uroczystość
Wszystkich Świętych. Ja, choć sama jestem osobą wierzącą, nie uważam aby było
coś złego w wystawieniu przed dom dyni lub zjedzeniu cukierków w kształcie
duchów – a właśnie do tego sprowadza się obchodzenie Halloween w Polsce.
Postanowiłam zatem zorganizować maratony: Magiczny Październik (kończący się
31.10) i Wspominkowy Listopad (rozpoczynający się 1.11). W trakcie pierwszego z
nich czytałam książki o czarownicach, zaklinaczach czy nawet wiedźminach.
Pierwsza pozycja, po jaką sięgnęłam w tym miesiącu to „Te wiedźmy nie płoną”.
Debiut Isabel Sterling należy do
gatunku, z którym wielokrotnie mamy styczność w filmach czy serialach, jednak
pisarze zdają się go unikać. Jest to powieść „modern fantasy”, czyli takiej
współczesnej/nowoczesnej fantastyki. Nasi bohaterowie jeżdżą samochodami,
używają telefonów komórkowych, oglądają telewizję ale równocześnie posługują
się pierwotną magią.