Pisze tę recenzję póki
pamięć świeża, nim zdąży mi z niej wszystko ulecieć. Jest to moja pierwsza
recenzja filmowa, więc proszę o wyrozumiałość. Od razu mówię, że nie zamierzam
bawić się w krytyka, ponieważ nim nie jestem. Nie wiem, co powinno znaleźć się
na pewno w filmie, a czego nie powinno być, wyrażam jedynie swoje zdanie. A teraz
do rzeczy.
Film, o którym będzie
tu mowa obejrzałam prawie tydzień temu, w piątkową noc, gdy akurat męczona
kaszlem nie mogłam zmrużyć oka. Postanowiłam więc znaleźć sobie rozrywkę, jaką
okazało się obejrzenie polskiego filmu LGBT.
Jak zawszę zacznę od
podstawowych danych.
Data premiery: 22 listopada 2013 (Polska)
Reżyseria: Tomasz
Wasilewski
Scenariusz: Tomasz
Wasilewski
Autor muzyki: Baasch, Leszek
Możdżer
Tomasz Wasilewski (ur.
26.09.1980 r. w Toruniu) to polski reżyser filmowy i scenarzysta, na koncie ma
trzy filmy własne, a także Srebrnego Niedźwiedzia
za najlepszy scenariusz. Jego dzieła to „Zjednoczone stany miłości” (2015) oraz „W sypialni” (2012), których jeszcze nie udało mi się nadrobić, ale
być może zrobię to w przyszłości. Jest także zdobywcą Nagrody Jury dla młodego talentu reżyserskiego na 38. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
„Płynące wieżowce”
Tomasza Wasilewskiego, o których tutaj mowa, to niezwykle odważny, jak na
polskie kino, film o miłości homoseksualnej. Czytałam na jego temat wiele
złego, że postacie płytkie, film ogółem nudny,
a problem takiej miłości zwyczajnie źle pokazany. Komentarze na ten temat
przepełnione były zdaniami mającymi nam pokazać, że takie związki są w naszym
kraju możliwe. Nie, uważam, że nie są. A na pewno nie takie, jak ten. Nie chcę
nikogo urazić, ale moim zdaniem Polska to bardzo homofoniczny kraj, który być
może nie jest jeszcze gotowy na takie produkcje, historie.
Przeczytałam kilka
opinii na temat filmu i zgadzam się z nimi w pewnym stopniu, ale na to, że
reżyser ‘przesadził’ zgodzić się nie mogę. Polskimi ulicami chodzi cała masa
ludzi, którzy nie tyle boją się, co nienawidzą ludzi „odmiennej” orientacji. Choć
zapewne możemy przypuszczać, że gdyby nie jedno z zachowań Kuby, głównego
bohatera, do sytuacji w scenie końcowej pewnie by nie doszło. Jednak, to tylko
gdybanie.
Film, choć może nie podobać się każdemu,
mi nawet przypadł do gustu, choć są wady, o których za raz. Mimo, iż polska publiczność nie przywitała „wieżowców”
z otwartymi ramionami, to zagranica bardzo go chwali, o czym świadczą nagrody
nie tylko jury, ale także publiczności. Film zdobył 8 nagród i 10 nominacji, co, jakby
nie było, świadczy o nim bardzo dobrze.
Ale przejdźmy do obiecanych wad. Moim zdaniem wadą może być muzyka, a
raczej jej brak. Jestem przyzwyczajona do muzyki w filmach, podkład muzyczny
zawsze pomaga mi się wczuć w scenariusz, przedstawioną historię i sytuację
bohaterów. Tutaj tego zabrakło, co nie jest jednak całkowicie na minus,
ponieważ nadaje filmowi realizmu. W prawdziwym życiu nie towarzyszy
nam soundtrack. Z tego, co wiem, muzyka w filmie się znalazła, ale
widocznie była zbyt wyraźna, bym mogła ją zauważyć, usłyszeć. Poza tym, mam na
koncie film „Geography Club” (także porusza temat miłości homoseksualnej), w
którym również nie pojawił się nadmiar muzyki, była nam jedynie skąpo udzielana.
Być może to jakaś wspólna cecha? Tego nie wiem, ale przejdźmy dalej.
Kolejną
wadą, którą można zauważyć to niedokończone
wątki, niewyjaśnione sytuacje i niepotrzebne sceny. Moim zdaniem, sceną do
usunięcia była pierwsza, która pojawiła się na ekranie. Pozwolę ją sobie nazwać
„sceną toaletową”. Nie widzę potrzeby zamieszczania jej, skoro w filmie pojawia
się później prawie identyczna. Zabrakło
też scen czułości, za to reżyser
uznał, że świetnie będzie puścić aktorów z gołymi tyłkami przed kamerę i niech
sobie trochę pobiegają, bo czemu nie. Ja obejrzałam film w wieku lat
siedemnastu i cieszę się, że nie dotarłam do niego wcześniej, ponieważ mogłam
sobie spokojnie dojrzeć i dorosnąć bez takich obrazów w podświadomości. To główny
powód, dla którego nie polecam filmu
młodszym czytelnikom/widzom. Moim zdaniem, jeśli chcecie obejrzeć ten film,
naprawdę nie ma się z czym śpieszyć,
warto poczekać. Natomiast czułość, o której napomknęłam, a raczej jej brak
doskwiera mi, ponieważ takich scen było naprawdę nie wiele. Do moich ulubionych
należy chyba ta w samochodzie, na dachu. Pojawiały się sceny ukazujące czystą
miłość i jej prostotę, jednak dla mnie było ich odrobinę za mało.
A
jeśli już o uczuciach mowa, to pora przedstawić mój stosunek do postaci. Otóż, są role, których wolimy nie kojarzyć z
aktorami i w tym wypadku są to Mateusz
Banasiuk oraz Bartosz Gelner,
którzy swoje role odegrali świetnie, może nawet aż za dobrze [chodzi tu o sceny
opisane w poprzednim akapicie]. Choć samozwańczy „eksperci”, których teraz
pełno w sieci, mogą powiedzieć, że główne role zagrane beznadziejnie, za dużo
milczenia. Moim zdaniem jest to film o milczeniu,
przechodzeniu obok problemów bez słowa, próbując po prostu się od nich odciąć.
Ponownie przytoczę argument, że w życiu też tak jest. Czy nie milczymy sobie
czasem od tak, bo wystarcza nam już sama obecność drugiej osoby lub boimy się
odezwać, by nie rozniecić ognia? Przecież czasem tak właśnie jest, milczymy, a
to milczenie zostało świetnie ujęte
w tym filmie i za to brawa dla pana Wasilewskiego.
W
filmie, oprócz Kuby (Mateusz
Banasiuk) i Michała (Bartosz Gelner)
poznajemy także Sylwię (w tej roli
Marta Nieradkiewicz), dziewczynę Kuby, Monikę
(Olga Frycz), przyjaciółkę Sylwii oraz dwie matki: Ewę (Katarzyna Herman), matkę Kuby oraz mamę Michała, Krystynę (Izabela Kuna). Są to postaci
bardzo zróżnicowane, Kuba jest sportowcem, studiuje na AWFie, jest pływakiem,
Michał to chłopak z „dobrego domu”, studiujący na Uniwersytecie na kierunku
bliżej nieokreślonym, Sylwia po prostu jest i kocha Kubę, więc zabiera go na imprezę
do Moniki, gdzie chłopcy się poznają, a Monika stara się unikać trudnych tematów
i wyciągnąć przyjaciółkę z zazdrości, w której ta pierwsza tonie. Bardzo podoba
mi się zestawienie matek. Z pozoru bardzo podobne, jednak w pewnych
okolicznościach tak różne, że aż trudno w to uwierzyć. Krystyna kocha i wspiera
swojego syna, choć ukrywa jego orientację przed ojcem chłopaka, Ewa także kocha
swojego syna do tego stopnia, że nasuwa się pytanie: czy to tylko matczyna miłość, czy jednak coś więcej? W domu Kuby
ojca brak i nie bardzo wiadomo gdzie jest lub co się z nim dzieje, dlaczego go
nie ma, ale sądzę, że śmiało możemy założyć, iż przez ten właśnie brak Ewa
daruje Kubę jakąś wyjątkową miłością, przekraczającą uczucie matki do syna.
W
filmie pojawia się także ojciec Michała, Jacek
(Mirosław Zbrojewicz), który żyje sobie w totalnej nieświadomości „inności”
syna, a gdy się już o niej dowiaduje początkowo przemilcza sprawę. I tu ponownie
odwołam się do życia, ponieważ nie będę krytykować, dopóki nie zastanowię się co ja zrobił(a)bym na jego miejscu? Moim
zdaniem, milczenie jest tu jak najbardziej na miejscu, ponieważ taka wiadomość
zwala z nóg, odrywa od rzeczywistości i wywraca nasze życie do góry nogami.
Zgodnie
z powyższym, uznaję, że aktorzy wykonali kawał dobrej roboty, a postacie nie są
płytkie, czy sztuczne. Wręcz przeciwnie, są do bólu prawdziwe, realistyczne,
ich zachowania da się wyjaśnić w logiczny sposób. W tym miejscu mogę jedynie
przytoczyć trafny cytat „Panowie, kapelusze z głów!” Alberta
Camusa.
Podsumowując,
film z początku mnie nudził, lecz na pewno nie
pozostawił mnie obojętnej. Szczególnie zakończenie mną poruszyło, co jest
chyba jasne, dla kogoś, kto film obejrzał. Bardzo podobał mi się moment, w
którym dochodzi do konfrontacji Sylwii z Michałem. Podobała mi się ta prawdziwość postaci, o której już
wcześniej pisałam, a także to półotwarte
zakończenie, do którego powoli zaczynam się przyzwyczajać w tekstach
kultury. Film z pewnością polecam dorosłym i młodzieży, jednak młodszych proszę
o omijanie tego tytułu przynajmniej do piętnastego roku życia, choć w porze „50
twarzy Graya” mam wrażenie, że kilka gołych tyłków i odważnych scen erotycznych
nie zrobi na Was wrażenia.
Być
może „Pływające wieżowce” niewiele uczą nas o relacji homoseksualnej, sytuacji
osoby zmagającej się ze swoim coming-out’em, ale pokazują nam przykład dwójki
zakochanych, między którymi pojawia się nagle ta trzecia osoba. W filmie jest
to akurat chłopak, lecz czy sytuacja nie
wyglądałaby podobnie, gdyby zastąpić geja dziewczyną? Sylwia i tak
cierpiałaby widząc, że traci ukochanego, Kuba także pogubiłby się w pewnym
momencie w swoich uczuciach, jak w filmie, więc jest to historia uniwersalna.
Kończąc,
nie potrafię trafnie ocenić filmu, żeby wszystkim werdykt odpowiadał, więc
wyrażę swoją opinię. Dla mnie film był dobry, choć, jak wspominałam, początkowo
nużący. Powtórzę to: film polecam,
ale zdecydowanie dla starszych widzów.
Od kilku dni nie mogę przestać o nim myśleć, więc sądzę, że Tomaszowi
Wasilewskiemu należą się brawa. Jestem dumna i szczęśliwa, że takie filmy powstają w Polsce.
OCENA:
- ·
Fabuła: 7/10
- ·
Gra aktorska: 9/10
- ·
Muzyka: jaka muzyka? 0/10
- ·
Świat przedstawiony: 9/10
WERDYKT:
6,2/10